Wszystko zaczęło się od króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który majówką nazywał wiosenne pikniki organizowane w towarzystwie arystokracji. Zamiast grilla i kiełbasy był pawilon, szampan i miks kuchni francuskiej z polską.
Z biegiem lat majówka przestała być domeną arystokracji – zeszła z królewskich salonów na ziemię. Dołączyli mieszczanie, robotnicy, a nawet służba. Wszyscy chcieli trochę słońca, zieleni i odpoczynku. W XIX wieku majówki trafiły też do szkolnych kalendarzy – nauczyciele zabierali uczniów na wiosenne wyprawy do dworów, gdzie czekało jedzenie i zabawa na świeżym powietrzu. W okresie międzywojennym majówka miała narodowy charakter – po oficjalnych obchodach 3 maja był czas na sport, zabawę i wspólny reset.
O majowym długim weekendzie rozmawiam ze Sławkiem Małeckim:
Jak więc widać, majówka to dla wielu z nas niemal narodowy sport – już w lutym Polacy planują długi weekend, szukają noclegów w Bieszczadach i zastanawiają się, czy nie wziąć wolnego piątku, bo jeśli grillować poza miastem, to na całego.