Odejście Edgara Froese’a w 2015 roku mogło dla wielu oznaczać koniec Tangerine Dream, ale duch jego geniuszu nadal wyznacza nowe, nienasycone krajobrazy dzięki obecnemu składowi zespołu, w którym znajdują się Thorsten Quaeschning, Hoshiko Yamane i Paul Frick.
Duch Edgara Froese’a unosi się nad muzyką nie tylko w kosmicznym sensie. Znaczna część ich nowych kompozycji opiera się na sekwencjach, motywach i szkicach pozostawionych przez zmarłego założyciela.
Koncertowy repertuar nowego Snu to mieszanka muzyki z lat 70. i 80. oraz nowych kompozycji z albumów Quantum Gate i Raum, najnowszego wydawnictwa zespołu.
Na bis zespół pozwolił sobie na 40-minutową improwizację, która stworzyła zaraźliwe syntezatorowe pejzaże z samplami audio i kuszącymi ozdobnikami skrzypiec Yamane. Dla zespołu, który wydał ponad 300 albumów studyjnych, EP-ek, singli i kompilacji, możliwość tworzenia dopracowanych utworów na miejscu jest nieodłączną częścią jego DNA, a Falmouth zostało obdarowane wyjątkową perełką w wieczór, który na długo pozostanie w pamięci tych, którzy tam byli.
Tangerine Dream w toruńskiej Arenie zrobił najlepszą rzecz, jaką zespół może zrobić na koncercie. Wszystko to, co dziąło się na scenie, zawiesiło czas. Czułem się, jakbym był w pędzącym pociągu przez nieustannie ewoluujące, surrealistyczne otoczenie. Nie spojrzałem na zegarek, dopóki nie skończyli swojego dwugodzinnego setu.